Posty

Epilog

Każdy z nas usłyszał kiedyś słowa, które pozostaną z nim do końca życia. Każdy z nas pragnie być kimś lepszym, nie zdając sobie sprawy, jakim cudownym jest obecnie. Każdy z nas chciałby coś w swoim życiu zmienić, ale nie ma pojęcia, jak się za to zabrać. Każdego chwytają za serce rzeczy bardziej i mniej ważne. Każdy chce być szczęśliwy. Kochany. Akceptowany przez najbliższych i przyjaciół. Każdy chce czuć się w oczach innych kimś wielkim, kimś godnym uwagi. Każdy z nas zasługuje na szacunek i choć minimum zrozumienia. Wsparcia. Pomocy i troski. Chcielibyśmy, żeby ludzie widzieli nasze wnętrze, a nie tylko powłokę. By ukochana osoba wstawała każdego dnia z myślą o nas. -Lucy!- głos mamy wyrywa mnie z myśli.- Gdzieś Ty była, dziecko? -Coś mnie zatrzymało.- uśmiecham się do niej i ukradkiem spoglądam w stronę Kas'a, który puszcza do mnie oko. Muszę się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem. -Czy tym powodem jest ten przystojniak?- szepcze mama, zbliżając się do mnie. -Mamo

Rozdział dziesiąty

Najgorszy moment w życiu człowieka, to chwila, w której dochodzimy do wniosku, że straciliśmy wszystko, na czym naprawdę nam zależało. Wszystko co było cenne w naszym dotychczasowym jestestwie - coś, dzięki czemu nasze dotychczasowe patrzenie na świat zmieniało się diametralnie. Chyba jeszcze nigdy tak szybko się nie ubierałem. Dosłownie nie patrzę co i jak wkładam, zależy mi tylko i wyłącznie na tym, żeby już za nią biec i postarać się to wszystko wytłumaczyć. Niestety Amber wydaje się być nieugięta. Krzyczy coś do mnie, szarpie za rękę, próbując mnie zatrzymać, ale nawet nie chce mi się mówić, żeby przestała. -Gdzie Ty do cholery idziesz?!- wyrasta przed mną, jak chwast, którego nie mogę niczym wyrwać.- Miałeś nie przestawać, czy właśnie tak się nie umówiliśmy?! -Nie przypominam sobie, żebym coś takiego Ci obiecywał, Amber. Nie mam zamiaru niczego jej tłumaczyć. Od samego początku wiedziałem, że jej pojawienie się w moim życiu, to kolejna pułapka. Nie zrobiłem nic, żeby zmi

Rozdział dziewiąty

Czasami bywa tak, że w jednej chwili odejmuje Ci mowy. Nie możesz nic powiedzieć, tylko patrzeć i analizować wszystko w głowie. Nie jesteś w stanie się ruszyć, czujesz, że kończyny odmawiają Ci posłuszeństwa, albo najzwyczajniej wbiły się w podłoże. Chcesz już coś powiedzieć, a nawet otwierasz buzie, ale szybko ją z powrotem zamykasz, kiedy zauważasz, że nie padają żadne słowa. Wyglądasz wtedy, jak ryba pozbawiona wszelkiej wody. Otwierasz i zamykasz usta. Otwierasz i zamykasz usta. Otwierasz je i zamykasz. Otwierasz i zamykasz. Otwierasz i.. Z całą pewnością dzień, w którym zgubiłam swoje klucze nie należał do najlepszych. Z całą pewnością bieganie po całej szkole nie należy do moich marzeń. Z pewnością szukanie igły w stogu siana to nie moje hobby, ani obowiązek. Z pewnością przez przypadek usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z sali chemicznej. Z całą pewnością to przypadek, że potem usłyszałam brzęk krzesła uderzającego o ziemię. To cholerny przypadek, że weszłam do tej

Rozdział ósmy

-Dlaczego jesteś taki spięty?- pyta Aaron.- Mam wrażenie, że coś się kroi. -Przymknij wreszcie tą jadaczkę.- patrzę na niego gniewnie zaciskając usta. -Jesteś agresywny bardziej, niż zazwyczaj. Nie podoba mi się to.- ściąga brwi.- Chodzi o Lucy? Zatrzymuję się raptownie, a on wpada na mnie, klnąc pod nosem. Lucy, Lucy, Lucy.. cholerna Lucy. Jej imię odbija się echem od ścian mojego umysłu i nie chce go opuścić. Jestem jak motyl, który wpadł w siatkę będącą jej własnością. Nie ważne jak szybko i energicznie trzepoczę skrzydłami, i tak nie uda mi się wydostać z jej przestrzeni. Jestem na uwięzi - jedno skrzydło poharatane, drugie ledwo się trzyma. Nie wiem ile jeszcze dam radę tak pociągnąć.  -Założę się, że nie chcesz ze mną o tym gadać, ale jednocześnie czujesz potrzebę wyrzucenia z siebie całego tego syfu.- marszczy nos, przyglądając mi się uważnie. -Zamknij się.- odwracam się i z powrotem ruszam przed siebie mijając kolejno sale lekcyjne. Na korytarzu jest dość cicho, al

Rozdział siódmy

W stołówce jest gwarniej, niż zazwyczaj, ale wiem, że spowodował to nadchodząc bal. Większość dziewczyn już od dawna planuje w co się ubierze na zbliżający się wieczór, podobnie jak Rozalia. Nie podzielam ich zachwytu, ale kątem oka lubię poobserwować to i owo. Na przykład bawi mnie sposób w jaki Amber reaguje na sukienki, jakie proponują jej Li oraz Charlotte. W tej chwili wymachuje rękoma, piszcząc przy tym, jakby ktoś obdzierał ją ze skóry. Na dodatek jest cała purpurowa, jak tyłek pawiana. To niecodzienny widok. -Niektórzy naprawdę powinni dostać zakaz wstępu do stołówki, albo chociaż pokazywać kartę szczepień.- Rozalia jak zwykle nie powstrzymuje się przed ukryciem swojej niechęci. Spośród wielu tysięcy osób, które mogą nienawidzić Amber Spears, najbardziej znaną jest mi Ros. Była na tyle bezczelna, żeby podrywać jej chłopaka. Co prawda Leo nigdy by jej nie zdradził, ale bardzo się wtedy pokłócili, a Rozalia nie chciała z nikim rozmawiać na ten temat, bo uważała, że jej n

Rozdział szósty

-Prawdziwa przyjaźń zaczyna się od tekstu "postaw mi piwo" a ja tu żadnego nie widzę. -Nie dramatyzuj.- mówię tylko i muszę zmusić się, żeby mu nie przywalić. -Wprowadziłeś dramatyzm, kiedy chciałeś zaszaleć bez piwa, stary.- James nie odpuszcza.- No jak tam można, co?- zarzuca mi ramię na szyję i ciągnie w stronę pobliskiego baru. -Nie mam humoru, czego Ty nie rozumiesz?- przewracam oczami, usiłując stawić mu opór. Nie pamiętam zbyt dużo z poprzedniego spotkania z Lucy. Jedynie co zostało w mojej pamięci, to jej drobna sylwetka przyciśnięta do mojej. Oddałbym wszystkie skarby świata, by z powrotem znaleźć się w tym cholernym pokoju, w tych głupich czterech ścianach przy których niebawem dostanę klaustrofobii, niż włóczyć się z tym idiotą. Ktoś stanowczo musi mi przypomnieć dlaczego w ogóle u licha się z nim zadaję. Może powinienem się go spytać? -James, powiedź mi, dlaczego ja Cię jeszcze własnoręcznie nie udusiłem?- pytam zatem. -Dlatego, że mnie kochasz, to c

Rozdział piąty

Złote promienie próbują się przebić przez gęste chmury, które jakby celowo chciałby zatrzymać je w potrzasku. Słońce dalej się upiera i w końcu udaje mu się wydostać na świat jeden ze swoich warkoczy, a cały korytarz w kilka sekund tonie w jego blasku. Wyciągam rękę przed siebie i próbuję przechwycić parę drobnych puszków unoszących się w powietrzu. Mienią się w złocie. Błyszczą, jak brokat i tańczą na wietrze, jak najznakomitsze baleriny z Jeziora Łabędziego. Wirują jak szalone, jakby dopiero co dostały skrzydeł. Nagle warkocz zaczyna się cofać, kiedy obłoki na nowo przysłaniają całe niebo. Wszystko w zasięgu mojego wzroku spowite jest ciemnością, która dziwnie mnie przytłacza. Pora wrócić do domu. * -Jaśmin, czy lawenda? Jak myślisz, Luz? -Myślę, że nawet gdybyś nie oblała się żadnymi perfumami, nikt by tego nie zauważył. -Czyli jaśmin, dzięki kochanie.- cmoknęła mnie w polik, zamykając swoją szafkę. Od samego rana Rozalia zadawała mi z milion takich pytań. Chciała